Czujni mieszkańcy miasta zaobserwowali, że na szczycie zabytkowego komina znajdują się alpiniści. Komin stopniowo zaczął zmniejszać swoją wysokość. To znak, że w końcu, po czterech latach od decyzji o rozbiórce, komin zniknie z horyzontu.
Na jednym końcu częstochowskich alei Jasna Góra, na drugim… komin. Stał się znakiem rozpoznawczym miasta i jego punktem charakterystycznym, widzianym z daleka. Kiedy pojawiła się ekspertyza techniczna, z której jednoznacznie wynikało, że obiekt grozi zawaleniem, Śląski Konserwator Zabytków wydał decyzję o jego rozbiórce. Inspektorat Nadzoru Budowlanego zlecił wyburzenie ówczesnemu właścicielowi terenu. Ten zburzył… ale nie to, co powinien. Zniszczony został zabytkowy budynek elektrociepłowni, który znajdował się obok komina i który… miał pozostać na placu w nienaruszonym stanie. Stało się jednak odwrotnie. Sprawą zajęła się prokuratura.
W marcu tego roku Gazeta Wyborcza poinformowała, że w Sądzie Rejonowym w Częstochowie zapadł wyrok w sprawie prezesa firmy z Kielc, która w 2018 r. odkupiła od Tauronu elektrociepłownię przy ul. Mirowskiej. Za zniszczenie zabytkowej kotłowni prezes Sebastian S. został nieprawomocnie skazany na 1 rok więzienia w zawieszeniu, grzywnę i nawiązkę na Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków.
Firma miała w planach całkowicie oczyścić teren pod inną inwestycję. Na taki plan nie przystał konserwator zabytków. Kiedy w 2019 roku zapadła decyzja o rozbiórce komina, z terenu zniknął budynek, na którego wyburzenie nie zgodzono się. Od tamtej sytuacji minęły cztery lata. Teraz na miejscu pojawili się alpiniści, którzy działają na szczycie komina. Konstrukcja znika, stopniowo rozbierana przez wykonawców.
Komin usytuowany przy ulicy Mirowskiej ma dziewięćdziesiąt metrów wysokości i jest częścią zabytkowej elektrociepłowni, która na mapie miasta była od 1926 roku. Działała do początku lat sześćdziesiątych XX wieku jako ciepłownia, z czasem przebudowano ją na elektrociepłownię i tak działała do 2004 roku.
red.
redakcja@miejska.pl
źródło: Gazeta Wyborcza, własne