Najpierw głos w sprawie zabrał Jacek Karnowski, wiceminister funduszy i polityki regionalnej. Później do tematu odniósł się Henryk Kiepura, wiceminister edukacji. Wiele wskazuje na to, że nadchodzi koniec kadencyjności samorządowców.
Dyskusję o zniesieniu kadencyjności ponownie rozbudziły ostatnie wypowiedzi Jacka Karnowskiego z Ministerstwa Fundusy i Polityki Regionalnej. Wiceminister wprost zapowiedział, że przepisy zostaną zmienione, jeśli prezydentem RP zostanie Rafał Trzaskowski.
Głos w sprawie zabrał też wiceminister edukacji i były starosta kłobucki. Henry Kiepura zadeklarował poparcie Polskiego Stronnictwa Ludowego dla zniesienia kadencyjności samorządowców. Zdaniem partii, to wyborcy – a nie ustawy – powinni decydować, kto sprawuje władzę w gminach i miastach.
Polskie Stronnictwo Ludowe zapowiada złożenie propozycji zniesienia kadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów miast albo poparcie takiej inicjatywy, jeśli zostanie wniesiona przez inną stronę polityczną. Jak poinformował w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim Henryk Kiepura, wiceminister edukacji i wieloletni samorządowiec, PSL od początku sprzeciwia się ograniczeniom w długości sprawowania funkcji samorządowych.
Obecnie przy klubie parlamentarnym PSL działa specjalny zespół pod przewodnictwem posła Michała Pyrzyka, który przygotowuje odpowiednie rozwiązania legislacyjne. – Są dwa sposoby, by ocenić władzę: wybory lub referendum – podkreśla Kiepura. Zdaniem partii, to mieszkańcy powinni mieć pełną decyzyjność w kwestii kontynuowania kadencji lokalnych włodarzy.
Kiepura krytycznie odnosi się do przepisów wprowadzonych przez Prawo i Sprawiedliwość, które jego zdaniem miały na celu osłabienie pozycji samorządowców, zwłaszcza tych niezwiązanych z partią rządzącą. Określa je jako „wzięte z kapelusza” i niepoparte doświadczeniami samorządowymi.
Wiceminister, powołując się na własne doświadczenia, podkreśla, że wielu sprawdzonych wójtów i burmistrzów mogłoby z powodzeniem pełnić funkcje dalej, jednak obecne przepisy im to uniemożliwiają. Wskazuje przy tym nazwiska długoletnich włodarzy z regionu, którzy zakończyli kariery z własnej woli, a nie z powodu przegranych wyborów.
W jego opinii, największe straty wynikające z kadencyjności odczuwają mniejsze gminy, gdzie dobry gospodarz ma kluczowe znaczenie dla lokalnego rozwoju. – Pierwsza kadencja to czas nauki, druga – działania, a potem następuje koniec, mimo że doświadczenie i poparcie rosną – zaznacza Kiepura.
Sprawa kadencyjności ma swoje spore przełożenie na Częstochowę. Zgodnie z obecnymi przepisami, Krzysztof Matyjaszczyk nie mógłby się ubiegać o kolejną kadencję. Jeśli wprowadzone zostaną zmiany, obecny włodarz po raz kolejny będzie mógł ubiegać się o urząd prezydenta.
Red.
Źródło: Dziennik Zachodni